Autor Wiadomość
Gobo1983
PostWysłany: Czw 21:54, 10 Lis 2016    Temat postu:

Hej:) ja z chęcią z Wami pogadam. jestem w podobnej sytuacji, albo też róznej, zalezy jak na to spojrzeć. Spodziewam się dzidziusia, który był wyczekany, wymarzony....ale będąc w 4 miesiącu dowiedziałam się, ze mój mąż zakochał się w innej kobiecie....nie umiem sobie z tym poradzić. Nie chce opowiadać o tym koleżanką , bo się poprostu wstydzę....ciężko mi z tym zwłaszcza, że powinnam być teraz szczęśliwa i radosna z uwagi na dzidziusia, ale codziennie płaczę....
Mąż jako bohater powiedział że nas nie zostawi i będzie z nami, ale ja powiedziałam, że nie wiem czy chcę i musze pomyśleć i tak od 3 miesięcy niby mieszkamy razem, ale oddzielnie, rozmawiamy, ale nie rozmawiamy....chora sytuacja, nie wiem co robić, boje się teraz zostać sama, a z drugiej strony wiem, że bym sobie poradziła. Nie wiem co robićSad
Gość
PostWysłany: Pon 13:30, 05 Wrz 2016    Temat postu:

Niestety tak to już jest z naszą psychiką, czasami jest nie wystarczająco silna, aby podjąć tak ważną w naszym życiu decyzję jaką jest rozstanie. Czasami też, doświadczenia z dzieciństwa lub z młodości, powodują że podejmujemy takie a nie inne decyzję w swoim życiu. Aniu, ja jestem w bardzo podobnej sytuacji, tylko w całej tej historii jestem mężem. Nie będę pisał o swojej przeszłości, dlaczego doprowadziłem to wszystko tak daleko, po prostu pewnego dnia obudziłem się i stwierdziłem że nigdy nic nie czułem do swojej żony, naprawdę długo by o tym pisać.
Tak jak w przypadku Twojego męża, stałem się obojętny w stosunku do swojej żony, brak miłych słów, przytulenia czy reakcji na łzy - tak, u mnie też to było.
Pewnego dnia odważyłem się jej o wszystkim powiedzieć, reakcji chyba nie muszę opisywać. Cholernie skrzywdziłem i wciąż w jakimś stopniu krzywdzę swoją rodzinę. Wszystko to przez błędne decyzję jakie podejmowałem w młodości, brakło tak zwanych "jaj" i wciąż brakuję. Na obecną chwilę sytuacja wygląda tak, że ona jest świadoma, że ja nic do niej nie czuję, ale nie odejdzie ponieważ zbyt mocno mnie kocha. Myślę też że boi się samotności i tego że sama z dzieckiem sobie w życiu nie poradzi. Moim głównym powodem istnienia w tym związku jest dziecko. Jest on strasznie za mną i ja za nim, prawie ze wszystkimi problemami przychodzi do mnie, wiele go w życiu nauczyłem i wiele jest do nauczenia. Niestety rozstanie spowoduję to, że mój kontakt z dzieckiem sporo się ograniczy. Po prostu przeraża mnie wizja tego, jak mój syn zamieszka osobno i przy każdej sytuacji, kiedy będzie potrzebował rady/pomocy, będzie odczuwał brak ojca. Kolejnym powodem istnienia w tym związku jest stabilizacja. Oby dwoje mamy pracę, dziecko szkołę i swoich przyjaciół, jak również mamy swoje mieszkanie. Niestety rozstanie spowoduję wywrócenie życia do góry nogami, każdemu z nas osobna i nie wiem jakby się to skończyło.
Próbowaliśmy też terapii małżeńskiej. Terapeutka po kilku sesjach poprosiła o indywidualną sesję ze mną, żeby dowiedzieć się gdzie leży problem. Niestety stwierdziła, że z mojej strony nie ma na czym odbudować związku. Sam z resztą przez ostatnie dwa lata, każdej nocy analizowałem swoje życie, decyzję, każdy szczegół naszego postępowania, słowa , reakcji i bycia. Doszedłem do wniosku że nasz związek nie posiada fundamentu, jedności, zrozumienia i zgodności. Zrozumiałem to po dość długim czasie, niestety na żonę spadło to nagle, nie miałem pojęcia że kiedykolwiek tak skrzywdzę inną osobę.

Rada dla Ciebie Aniu. Wrzaskiem, szantażem i błaganiem nic nie zdziałasz, wiem bo to przechodziłem i uwierz mi że obojętność z jego strony wciąż będzie trwała. Kiedy będziesz miała chwilę spokoju, usiądź i zastanów się głęboko, dlaczego kiedyś byliście szczęśliwi, co się stało że Twój mąż stał się obojętny, porozmawiaj z nim na spokojnie, niech się otworzy i wyjaśni dlaczego tak jest. Skorzystajcie z terapii, to wam pomoże znaleźć przyczynę problemu a potem pracować nad nim. Jeżeli są podstawy ku temu aby odbudować wasz związek, to jest szansa że terapia wam w tym pomoże, przede wszystkim pomoże zrozumieć.
Tak wiem, łatwo się mówi/piszę zrób tak czy inaczej, sam ciężko mam to wszystko ogarnąć, wiem że nie powinienem tego ciągnąć, bo nie ma sensu tworzyć sztucznego związku i udawać że jest wszystko w porządku. Wiem jedno na pewno, jeżeli nic nie zrobisz ze swoim życiem, będziesz tego żałować, a jeszcze bardziej będziesz żałować, jak okażę się że trwanie w tym odbiję się w przyszłości na Twoich dzieciach. Zmarnujesz życie swoje i dzieci, a przecież nie o to chyba Ci chodzi, wciąż jesteś młoda więc na nic nie jest za późno.(dotyczy również mnie)

Życzę powodzenia, siły i wytrwałości, staraj podejmować się te właściwe decyzję i pomyśl też czasami o sobie. Ktoś już tutaj wspomniał i sam nie raz słyszałem, dzieci nie muszą rozumieć, one czują kiedy jest miłość w domu a kiedy jej nie ma. Trwanie w związku to z Twojej strony poświęcenie, ale na ich nie korzyść, wiem bo robię to samo.

Trzymaj się i głowa do góry.
Pozdrawiam wszystkich.
Baskas
PostWysłany: Śro 13:54, 17 Sie 2016    Temat postu: Pomoc

Jestem matką 3 dzieci i też jestem samotna bo mąż pracuje od 11 lat za granicą a od 10 jesteśmy małżeństwem szukam kogoś do pogadanka o zyc i codziennym
Pielgrzym84
PostWysłany: Pią 20:11, 22 Lip 2016    Temat postu:

feniks napisał:
jestem w podobnej sytuacji , nie wiem jak sobie radzić z bólem brzucha , to moje drugie małżeństwo , czuję lęk średnio pięć razy dziennie , byłam u psychologa ale to pomogło na tydzień

Psycholog średnio pomaga. Sam miałem przyjemność kilka razy rozmawiać z psychologiem. Tu pomoże bardziej ktoś, kto nas na prawdę zrozumie, wysłucha i przytuli.
feniks
PostWysłany: Śro 0:34, 20 Lip 2016    Temat postu:

jestem w podobnej sytuacji , nie wiem jak sobie radzić z bólem brzucha , to moje drugie małżeństwo , czuję lęk średnio pięć razy dziennie , byłam u psychologa ale to pomogło na tydzień
Gość
PostWysłany: Pią 21:43, 08 Lip 2016    Temat postu:

Oj ostatnio nie było czasu na nic a już zupełnie na siedzenie przy kompie. dzieci chorowały i takie tam.
Fajnie, że ktoś odpisał i to z inną treścią niż "zostaw, odpuść, itp".
Pogadać potrzebuje każdy i napewno po przegadaniu wiele problemów wydaje się mniejszych. szczęśliwi którzy mają takie osoby w realu. ja niestety na własne życzenie nie mam, no może kogoś mam ale mam też w sobie duży opór w opowiadaniu o swoich problemach, porażkach. a to co się dzieje w moim życiu, z moim małżeństwem uważam za moją wielką porażkę życiową i wstyd mi się komuś tak w oczy do tego przyznać.
Niestety u mnie bez większych zmian. Chwilę było nawet fajnie a teraz jest znowu byle jak. Tylko tym razem zawzięłam się i się nie odzywam już kilka dni. Zobaczymy na jak długo starczy mi silnej woli bo jak znam siebie to za chwilę będę marzyła już tylko o tym żeby się do Niego przytulić. No a żeby to zrobić trzeba będzie przeprosić, chociaż wcale nie mam za co no ale ktoś musi Smile
Takie to moje życie pokręcone. Ale przynajmniej dzieci mam cudne i jesteśmy zdrowi a na resztę kiedyś się doczekam.
kasiapur
PostWysłany: Sob 9:59, 04 Cze 2016    Temat postu: odpowiedź

Wiesz nie wiem czy jeszcze tu zaglądasz , przeczytałam Twoje Aniu
odpowiedzi, i stwierdzam że masz bardzo ciekawą psychikę. Ale niestety
uważam że Tobie zresztą mnie też potrzeba kogoś do pogadania ale takiego
bliskiego , przyjacielskiego. Wtedy te napięcia z człowieka schodzą
ustawiają się w odpowiedniej kolejności . I nieraz to co wydaje się nie do
przejścia blednie. Ale to trzeba komuś powiedzieć i czuć się wysłuchanym
a o to jest trudno, wiem to po sobie bo też czuję się samotna.[/size]
AnkaŻona
PostWysłany: Sob 12:37, 23 Kwi 2016    Temat postu:

Ja wiem w głębi duszy co powinnam zrobić żeby mieć szanse być szczęśliwym człowiekiem ale na tą chwilę nie mam ani siły na takie decyzje. Oczywiście, że ja też nie jestem ideałem i robię czasami głupie rzeczy, których później żałuję. I napewno problemy w moim życiu to też moja wina. Myślę sobie, że największy problem jest w tym, że ja tak bardzo kocham mojego M, nie wyobrażam sobie życia bez niego. Moje życie to tylko rodzina. Nie mam nic innego. Ale ja nie zaczęłam pisać o moim życiu żeby ktoś mi pomógł rozwiązać problemy, bo nikt za mnie tego nie zrobi. Ja zwyczajnie chcę znaleźć kogoś z kim mogę porozmawiać i to nie tylko o problemach ale nawet tak zwyczajnie o głupotach. Niestety nie mam przyjaciół w życiu rzeczywistym i dlatego mam nadzieję, że znajdę kogoś chociaż w świecie wirtualnym. To mi pomrze przetrwać. I wiesz chyba faktycznie pomyślę o pójściu do psychologa bo sama już nie wiem czy ja nie mam już jakiejś depresji. A wydarzenia tego weekendu całkowicie mnie załamały. czego tak się bałam? Oczywiście tego, że mnie zdradzi. Jak to mówią "okazja czyni złodzieja". Czy mnie zdradził pewnie nigdy się nie dowiem ale myślę, że tak. Zadzwoniłam wczoraj do niego i miał taki smutny głos. Nie był ani na mnie zły ani nie był rozbawiony tylko smutny i nie umiał ze mną rozmawiać.
Marcy
PostWysłany: Pią 16:42, 22 Kwi 2016    Temat postu:

AnkaŻona napisał:
Ja jestem bardzo wrażliwą osobą, do tego niezbyt pewną siebie (przez brak docenienia ze strony M - tak myślę) i dlatego całą dzisiejszą noc będą leżała i płakała myśląc o tym co i z kim On robi. I możliwe, że jakimś cudem On nic nie zrobi ale to ile mnie to nerwów kosztuje powinno być wystarczającym argumentem dla niego żeby nie jechać, gdyby mnie kochał.


Ja myślę, że brak pewności siebie to coś więcej, niż doświadczenia z mężem. To się wynosi już znacznie wcześniej. U Ciebie może to być związane z odejściem Twojego Taty w dzieciństwie. I stąd też może Twoje zachowania- że tak bardzo potrzebujesz okazywania miłości przez Męża- starasz się wypełnić braki, które pozostawił Twój nieobecny w dzieciństwie ojciec- i momentami jak widzę bawisz się w szantaż emocjonalny... Tym niczego nie zdziałasz, a wręcz odwrotnie- osuniesz Męza od siebie całkowicie. Moim zdaniem też przejaskrawiasz fakty- bo faktycznie wyjazd Męża to nie jest powód do takiej histerii i argument tego, że Ty po prostu masz taką konstrukcję i tak to przeżywasz nie jest żadnym argumentem. Musisz zadać sobie pytanie, dlaczego tak reagujesz, czego tak naprawdę się boisz. Być może to odzywa się Twoja przeszłość- zostałaś porzucona przez Tatę, więc teraz boisz się porzucenia przez Męża. Nie dostałaś wystarczająco miłości od Taty, więc podświadomie chcesz zrekompensować sobie to miłością Męża...

Twój Mąż zawsze był dla Ciebie zimny i oschły czy jest od niedawna?

Nie możesz zwyczajnie poprosić go o rozmowę, powiedzieć, co Cię boli, co byś chciała zmienić? Ale w normalnej rzeczowej rozmowie, a nie histerycznym szantażu.

Terapia może pomóc choćby w odpowiedzeniu sobie na pytanie, czy naprawdę już się nie kochacie, czy może po prostu przeżywacie kryzys (jeśli tak, terapeuta pokaże, jak z niego wychodzić).

Pomocna może też być terapia indywidualna- sama mówisz, że jesteś niepewna siebie, bardzo wrażliwa plus Twoje myśli samobójcze (to jest zawsze stan alarmowy!!!). Może warto by było przepracować ze specjalistą zależność nieobecny ojciec w dzieciństwie a Twoje relacje z Mężem?
Marcy
PostWysłany: Pią 16:31, 22 Kwi 2016    Temat postu:

AnkaŻona napisał:
Znam życie i zazwyczaj po rozwodzie ojcowie znikają z życia dzieci, zwłaszcza jak założą nowe rodziny. Nie chcę tego dla swoich dzieci.


Chyba jednak nie znasz życia tak bardzo, jak sądzisz albo bazujesz na własnych, trudnych doświadczeniach z dzieciństwa. Znam wiele par po rozwodzie, gdzie ojcowie wspaniale są w życiu dzieci.
AnkaŻona
PostWysłany: Pią 15:09, 22 Kwi 2016    Temat postu:

Znam życie i zazwyczaj po rozwodzie ojcowie znikają z życia dzieci, zwłaszcza jak założą nowe rodziny. Nie chcę tego dla swoich dzieci.
Masz rację, że dla mnie oznacza to klęskę emocjonalną. Ja to wiem i najbardziej boję się, że któregoś dnia nie wytrzymam i coś sobie zrobię.. Chyba tylko fakt, że jestem strasznym cykorem sprawia, że jeszcze tego nie zrobiłam. No i oczywiście moje dzieci.
A terapia? Cóż pomoże terapia na brak miłości? Czy sprawi, że dla mojego M stanę się kimś ważnym? Czy sprawi, że następnym razem nie zdecyduje się jechać na taki wyjazd i super bawić wiedząc, że w tym czasie jego Żona, matka jego dzieci siedzi i płacze? Nie. Bo jego nie obchodzi co ja czuję. On ma na to odpowiedź, że to nie jest powód do takiego płaczu i histerii. I może ma rację, że nie jest ale każdy odczuwa inaczej i to co jednego nawet nie obejdzie, drugiego zrani. Ja jestem bardzo wrażliwą osobą, do tego niezbyt pewną siebie (przez brak docenienia ze strony M - tak myślę) i dlatego całą dzisiejszą noc będą leżała i płakała myśląc o tym co i z kim On robi. I możliwe, że jakimś cudem On nic nie zrobi ale to ile mnie to nerwów kosztuje powinno być wystarczającym argumentem dla niego żeby nie jechać, gdyby mnie kochał.
Marcy
PostWysłany: Pią 14:56, 22 Kwi 2016    Temat postu:

AnkaŻona napisał:
Ja jestem mistrzynią gry pozorów.


No i uważasz, że to jest normalne i da się tak żyć na dłuższą metę?
Prędzej czy później rozwalisz się emocjonalnie i tak się skończy Twój plan na życie.
Marcy
PostWysłany: Pią 14:52, 22 Kwi 2016    Temat postu:

AnkaŻona napisał:
No właśnie czy to powód żeby odejść i zabrać dzieciom ojca?


A kto mówi o zabieraniu dzieciom ojca? To nie dzieci biorą rozwód z ojcem, tylko Ty z mężem.

A terapia małżeńska?
AnkaŻona
PostWysłany: Pią 14:49, 22 Kwi 2016    Temat postu:

Tak serio zamierzam tkwić w tym małżeństwie dla moich dzieci. Nie jako cierpiętnica ale dlatego, że kocham Je bardziej niż siebie a są jeszcze małe (2 i 5 lat). I robię to z pełną świadomością tego, że marnuję swoje życie. Kiedyś jak dzieci będą starsze przyjdzie czas na mnie, jeśli dożyję.
Myślę też, że moje dzieci nie są nieszczęśliwe. My się właściwie nie kłócimy. Spędzamy razem czas, śmiejemy się. Tylko jak dzieci już śpią to zapada pustka. Poza takimi porankami jak dzisiaj to dzieci właściwie nie widzą jak płaczę. Nikt z moich znajomych nie przypuszczałby, że jestem taka samotna i nieszczęśliwa. Ja jestem mistrzynią gry pozorów. Nawet mój M nie wie jak mi źle. Po takich moich wybuchach (zdarzają się jakieś 2 razy w roku) wszystko schodzi ze mnie i jest prawie normalnie. Tylko gdzieś we mnie taka pustka. Zastanawiam się czasami czy to może ze mną jest coś nie tak, coś wymyślam. Przecież mam dobrego M, który nie pije, nie bije, zarabia na dom, kocha dzieci, pamięta o urodzinach itd. Jak go proszę, żeby mnie przytulił to przytula, jak proszę żeby powiedział coś miłego to mówi. A że sam z siebie tego nie robi... No właśnie czy to powód żeby odejść i zabrać dzieciom ojca?
Marcy
PostWysłany: Pią 12:52, 22 Kwi 2016    Temat postu: Re: Szukam kogoś do pogadania

AnkaŻona napisał:
Ale sama wychowałam się bez ojca i nie mogę tego zrobić moim dzieciom. Pamiętam jaki ja miałam żal do mojej Mamy prawie całe dziecięce życie, że Taty nie ma z nami. I dopiero jako dorosła kobieta zrozumiałam jaka byłam dla Niej niesprawiedliwa i zaczęłam Ją podziwiać, że poradziła sobie sama z małym dzieckiem po tym jak Mąż Ją zdradził. Ja bym się chyba rozsypała na milion kawałków a Ona dała radę. Nie chcę żeby moje dzieci taki sam żal miały do mnie. Tym bardziej, że mój M jest dobrym Ojcem i ogólnie dobrym człowiekiem tylko nie dla mnie. Mnie zwyczajnie nie kocha. Prz


Serio? Zamierzasz być z mężem, który Cię nie kocha tylko dla dzieci?
A gdzie w tym wszystkim jesteś Ty?

Naprawdę uważasz, że Twoje dzieci będą szczęśliwe widząc nieszczęśliwą matkę i pseudozwiązek jaki tworzysz ze swoim mężem? Naprawdę myślisz, że Twoje dzieci będą szczęśliwe obserwując, że ich rodzice się nie kochają?

Twoje dzieci nie będą szczęśliwe, jeśli nie będziecie szczęśliwi Wy oboje.

Ja Cię nie namawiam do rozstania z mężem, ale przestrzegam przed byciem z nim z powodu dzieci. Zrobicie im dużo większą krzywdę odstawianiem chorego teatrzyku, rozwalicie je emocjonalnie. Dzieci nie są głupie, wyczuwają relacje między rodzicami doskonale, niezależnie od tego, w jakim te dzieci są wieku. Do jakiegoś etapu mogą nie rozumieć, ale czują.

Po drugie, rozstanie nie musi oznaczać przecież zerwania kontaktów ojca z dziećmi! To, że Wam się nie udało, nie musi wcale oznaczać, że Twój mąż zmieni swoje podejście do własnych dzieci!

Dzieci, jeśli będą miały jakiś żal do Ciebie, to będzie to żal o to, że jesteś nieszczęśliwa sama ze sobą i w związku z ich ojcem. Uwierz mi. Czego chcesz ich uczyć? Zgorzknienia? Chorego poświęcenia? Wyrzekania się siebie? Chcesz ich skazać na patrzenie na wiecznie nieszczęśliwą matkę? Serio?

No i powtórzę się- gdzie w tym całym rozgardiaszu jesteś Ty?
Naprawdę zamierzasz stać się na całe życie cierpiętnicą i żyć z kimś, kto Ciebie nie kocha i kto, jak piszesz- Ciebie oszukuje? Dlaczego chcesz tak okrutnie złamać sobie życie na własne życzenie? Być nieszczęśliwą z wyboru, przez całe swoje życie? Całe życie być ofiarą nieudanego małżeństwa i swoich dzieci, dla których poświęcasz siebie? Masz 32 lata, jesteś w zasadzie moją rówieśniczką...

Życzę Ci siły i wytrwałości. Nie namawiam Cię do niczego poza tym, abyś stanęła przed sobą w prawdzie. Takim życiem w rozdarciu skrzywdzisz wszystkich.
Trzymaj się!

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group